Strony

środa, 8 stycznia 2020

PIOMAS (grudzień 2019) - arktyczna zima nie daje satysfakcjonującej poprawy

Po silnych roztopach z 2019 roku nastała noc polarna, która przynosi pewną poprawę sytuacji. Ilość lodu morskiego w stosunku do ostatnich lat nieco się zwiększyła. Są to jednak niewielkie zmiany, biorąc pod uwagę warunki pogodowe.

Objętość lodu w Arktyce w 2019 roku względem wartości z ostatnich lat i średniej 1979-2018. PIOMAS

O ile w październiku wyraźnie widoczne były skutki letnich roztopów, szczególnie po dość słabym początku zamarzania, to sytuacja szybko się zmieniła. Najsilniejszy od 40 lat wir polarny uwięził zimne masy powietrza w Arktyce, obniżając miejscami temperatury do -40o᠎C. Adekwatnej do sytuacji reakcji nie ma. Owszem, tempo przyrostu lodu w grudniu wzrosło, było większe niż w ciągu ostatnich lat, lecz niewystarczające. Główną rolę odgrywało powierzchniowe zamarzanie. Animacja obok (kliknij, aby powiększyć) pokazuje, że zmiany grubości lodu nie idą dostatecznie w parze z tym co działo się w pogodzie. 

Grubość lodu morskiego 31 grudnia 2019 roku wobec lat poprzednich. 

Na tle poprzednich lat wciąż widać, że obecna grubość lodu jest zdecydowanie mniejsza. Jedynym rzucającym się w oczy wyjątkiem jest rok 2016, kiedy to niezwykle wysokie temperatury wód i atmosfery, szczególnie po stronie atlantyckiej mocno wyhamowały przyrost grubości pokrywy lodowej. Także też jej powierzchni


Na tej tabeli przedstawiona jest dokładna rozpiska objętości lodu na 31 grudnia. W różowych kolumnach przedstawione są różnice względem poprzednich lat i średnich dekadowych, także ich procentowe wartości. Objętość lodu na koniec miesiąca wyniosła 14 519 km3, wzrosła w stosunku do poprzednich lat. Za sprawą działania komórki polarnej nastąpiła wyraźna poprawa względem 2016 roku. Objętość lodu jest teraz o 1441 km3 większa niż wtedy, a to aż 11% różnicy. Należy mieć na uwadze to, że sezon zamarzania 2016/17 a obecny to dwa zupełnie przeciwne sobie wydarzenia. Wykres obok pokazuje tempo zwiększania się objętości lodu w grudniu. Jak widać, było ono szybsze od średniej z tej dekady, ale na koniec miesiąca spowolniło.


Grubość lodu morskiego w grudniu 2019 roku i jej odchylenia w stosunku do średniej 1981-2010. PIOMAS/Zachary Labe

Wyraźnie spowalniające tempo zwiększania się ilości lodu pod koniec grudnia jest związane z tym, że jego granica dociera do miejsc, gdzie woda jest ciepła. Należy też brać pod uwagę brak przyspieszenia wzrostu grubości lodu.



Grubość arktycznego lodu morskiego w 2019 roku w stosunku do okresu 2005-2018 i średnich wartości z lat 80. i 90. XX wieku. PIOMAS

Jak pokazuje wykres, w listopadzie i grudniu średnia grubość lodu rosła mniej więcej tak samo jak w ostatnich latach. W takich warunkach atmosferycznych, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni wzrost powinien być szybszy. Przyczyna jest jasna - lód za szybko pokrył Ocean Arktyczny, i duża część ciepła została uwięziona pod lodem. Ostatniego dnia grudnia według danych PIOMAS średnia grubość lodu choć nie była rekordowo mała, to była niewielka, to tylko 125 cm, podczas gdy w 2018 roku było to 127 cm a w 2017 124 cm. Jedynie w 2016 roku było to zauważalnie mniej, bo 113 cm.



Zmiany średniej miesięcznej ilości lodu morskiego dla grudnia w latach 1979-2019. Dane PIOMAS

Oczywiście nie należy wykluczyć, że grubość lodu przyspieszy swój wzrost w tym miesiącu z racji występowania niskich temperatur. Problem w tym, że wir polarny i związane z nim bardzo zimne powietrze nie obejmują całego obszaru kriosfery.

Średnia w grudniu objętość lodu wyniosła niespełna 12,5 tys. km3, to 400 km3 więcej niż w rekordowym 2012 roku. To niewielkie pocieszenie z uwagi na to, że od 1979 roku czapa lodowa Arktyki jest o 52% mniejsza, a w stosunku do średniej z okresu 1979-2018 o 37% mniejsza.

Zobacz także:

12 komentarzy:

  1. Unknown5 stycznia 2020 13:04 się pyta o pożary w Australii.
    https://www.reuters.com/article/us-australia-bushfires-climatechange/australias-leaders-unmoved-on-climate-action-after-devastating-bushfires-idUSKBN1Z60IB
    Pożary w Australii od września 2019 roku wyemitowały 350 mln ton CO2, czyli jeden procent rocznych emisji za które odpowiada cywilizacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta powierzchnia mądrze nasadzona młodymi drzewkami mogłaby przez lata wybrać sporą ilość CO2 z atmosfery ale pewnie będzie tam teraz busz. Ciekawe byłoby porównanie jakiej wielkości miasto odpowiada emisji średniego wulkanu na naszej planecie. Tak z grubsza.

      Usuń
    2. To taka gra słów "mądrze nasadzona" . Można to różnie interpretować. Najlepiej gdyby rosła tam roślinność właściwa dla danego klimatu. Jakieś sztuczne plantacje nie byłyby zbyt odporne i mogłyby za długo tego dwutlenku węgla nie utrzymać.

      Usuń
    3. 350 mln ton CO2? Czyli więcej ile Polska przez rok. Natura emituje tak dużo CO2, że wkład ludzki na aktualnym poziomie nie powinien być taktowany jako istotna pozycja...

      Usuń
    4. Trudno Marcin stwierdzić co jest naturalne w chwili obecnej. Jak chodzę po górach i rozmawiam z leśnikami to oni mówią, że sadzenie świerka może być już bez sensu. Może tak też jest w Australii? Nie wiem. A może już w Australii tylko pustynia jest naturalna?

      Usuń
    5. Dopoki klimat się nie ustabilizuje będzie się zmieniać fauna i flora w różnych środowiskach. Zawsze jednak bardziej trwałe są środowiska powstałe naturalnie A nie stworzone przez człowieka. Nawet moje ukochane lasy są i mam tego pełna świadomość w większości rodzajem plantacji. Z wiekiem stają się coraz bardziej podobne do naturalnych lasow/ borow jak i przez zmieniony nieco sposob prowadzenia gospodarki leśnej ( więcej gatunków liściastych w odnowieniach czy mniej zrebow zupelnych). Niestety ale ekonomia decyduje że las w wieku Max 120 lat zwykle jest wycinamy A w naturze dopiero zaczyna on być takim dojrzałym, pelnym ekosysyemem. I cała zabawa zaczyna się od nowa, czyli zrab, potem tzw. uprawa, mlodnik. Taki sposób odnowienia jest swego rodzaju pompą wciągająca wodę z gleby. Młode lasy działają jak naturalne pompy.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Albert no nie za bardzo: przyroda ma potencjał do pochłaniania tego co wyemituje, działa więc niejako w trybie zamkniętym. A cywilizacja potrafi jedynie emitować i to nie tylko co2, ale i odpady wszelkiego innego rodzaju. O tym żebyśmy to co2 powstałe w wyniku naszej działalności z powrotem pochłaniania jakoś nie słyszałem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć około połowę "nadwyżkowego" emitowanego przez naszą cywilizacje co2 natura wyłapuje z atmosfery. Zdolnosci te są jednak coraz mniejsze.

      Usuń
  4. No właśnie ponoć, tylko, że jeżeli nawet to prawda ma to swoje negatywne konsekwencje np. w postaci zakwaszenia oceanów. Bo tu właśnie chodzi o tą nadwyżkę, której nie było w przyrodzie, a która znalazła się w niej na skutek naszej działalności. Tu gdzie spali się las można założyć, że na jego miejscu wyrośnie drugi i to co zostało spalone jest ponownie zakumulowane. W przypadku nadwyżki sprawa nie jest już taka prosta. Ta nadwyżka jest po prostu upychana po kątach i niestety ma to swoje przykre, uboczne konsekwencje

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadwyżka CO2 sprawia, że powietrze w miejscowościach podgórskich rozgrzewa się w ciągu roku do niespotykanych wartości. Rok 2019 w Kłodzku był rekordowo ciepły z temperaturą średnią 9,5 st.C. a ten rok pięknie ten wynik powtórzył. Słabo to wygląda. Normalny rok w tej miejscowości nie powinien przekraczać 7 st.C. Na kominku mam zdjęcie niemieckiej rodziny na tle osady, w której mieszkam, zrobione w grudniu 1939 roku. Jakby ich przenieść w czasy dzisiejsze to widząc mnie wczoraj we flanelce na tle rosnącej trawy pewnie zastanawiali by się co i gdzie ich przeflancowało.
    Styczeń 2020 zaczyna się z grubej rury i małe szanse są na normalizację sytuacji. Szybko to wszystko idzie.

    OdpowiedzUsuń