Strony

niedziela, 6 maja 2018

PIOMAS (kwiecień) - spokojne wejście w niepewny sezon topnienia

Kwietniowe topnienie pokrywy lodowej było dość powolne, przez co maksymalna objętość lodu nie była rekordowo mała jak w 2017 roku. Sam początek rzeczywistego topnienia wypadł słabo i objętość lodu na koniec miesiąca zrównała się z wartościami z 2016 i 2011 roku. 

Objętość lodu w Arktyce w 2018 roku względem wartości z ostatnich lat i średniej 1979-2017. PIOMAS

Od marca sytuacja w Arktyce zaczęła się nieco poprawiać, ale jeśli spojrzymy na dane, to widać, że w sumie nic się nie zmieniło. Kwietniowe maksimum objętości lodu wyniosło 22,38 tys. km3. Było niemal takie same jak w 2016 roku - 22,71 tys. km3 i niemal takie same jak w 2011 - 22,68 km3. Różnica ta wynosi więc jedynie 1,5%, co w przypadku maksimum to tyle co nic. Różnica względem rekordowego dla kwietnia 2017 roku nieco się powiększyła od 31 marca, z 1528 do 1661 km3 w połowie kwietnia. Potem zaczęła stopniowo spadać, ale zrównała się niemal z wartością 2016 roku.

Objętość lodu w Arktyce w 2018 roku względem wartości z okresu 1979-2017 i średniej 1981-2010. PIOMAS/Zack Labe

Czy to o czymś świadczy? Szczególnie jeśli spojrzymy na dane z wcześniejszych lat, np. z 2012 roku, a także początkowego tempa topnienia lodu. Jeśli spojrzymy na drugi wykres, pokazujący wszystkie pomiary, to możemy powiedzieć, że pacjent w stanie stabilnym jest, tyle tylko, że wciąż w ciężkim. 

Zestawienie danych obok (kliknij, aby powiększyć) przedstawia różnice w objętości lodu (km3) 31 marca i 30 kwietnia 2018 roku wobec lat 2007-2017.


  Grubość lodu morskiego Arktyki 30 kwietnia 2018 i anomalie grubości w stosunku do średniej 1981-2010. PIOMAS/Zack Labe

Sytuacja poprawiła się tak naprawdę tylko dzięki sezonowej pokrywie lodowej.

Anomalie grubości lodu dla kwietnia w stosunku do średniej 2011-2017. PIOMAS

Powyższe mapy przedstawiające dwa różne okresy odniesienia pokazują, że największy przyrost lodu miał miejsce na Morzu Łaptiewów - akwenie, który przykrywa cienki lód sąsiadujący z szybko nagrzewającym się kontynentem azjatyckim. Ten lód szybko się roztopi w czerwcu i lipcu. Potem zostanie drugi cienki lód - po stronie amerykańskiej.

Grubość arktycznego lodu morskiego w 2018 roku w stosunku do okresu 2005-2017 i średnich wartości z lat 80. i 90. XX wieku. PIOMAS

Poprawa stanu sezonowego lodu sprawiła, że średnia jego grubość nieco zwiększyła się względem ostatnich lat. Pod koniec kwietnia czapa polarna miała 182 cm grubości.


Trend spadkowy i odchylenia spadku/wzrostu ilości arktycznego lodu morskiego.

Czapa polarna Arktyki traci lód w tempie około 3100 km3 na dekadę. Na razie trend ten nie uległ przyspieszeniu ze względu na "słabe" sezony roztopów w latach 2013-2017.

 Spadek ilości lodu w Arktyce dla kwietnia w latach 1979-2018. Dane PIOMAS

Ostatnie lata względnie słabego topnienia nie zmazują całego trendu, co pokazuje kolejny wykres. W dawnych czasach pokrywa lodowa miała ponad 30 tys. km3, teraz ma około 10 tys. km3 mniej. Wynosząca w kwietniu tego roku 22,25 tys. km3 objętość lodu jest o 32% mniejsza o wartości z 1979 roku i 19% mniejsza od średniej z okresu 1979-2017.

Dla laika to niewielkie zmiany, ale dla klimatologa już nie. Nawet jeśli trend się nie zmieni, to w latach 50. tego wieku czapa polarna straci kolejne 32%, czyli w sumie 2/3 swojej objętości. Grubość także spadnie. z obecnych 1,8 metra do 1,2 a nawet poniżej jednego metra. Wystarczy zobaczyć co się stało w wyniku działania trzech ostatnich zim, albo w sezonie roztopów 2007-2012.

Zobacz także:

19 komentarzy:

  1. Jak zwykle dane PIOMAS nie pozostawiają złudzeń. W objętości lodu jesteśmy na drugim miejscu a 10000 km3 lodu poszło od roku 1979 w diabły. Co więcej najgrubszy lód (grubszy niż średnia z lat 2011-2017) jest w miejscach, w których temperatury niebawem mocno wzrosną. Bardzo trafnie Hubert napisał. Pacjent cały czas ledwo dyszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie Bart może mieć rację, że powierzchnia lodu morskiego, a nie objętość czy grubość, decyduje o tym, ile energii woda gromadzi. Z tym, że znając powolność procesów zachodzących w oceanach-tą energię, którą woda teraz gromadzi, wykorzysta zapewne, dopiero za kilkadziesiąt lat.
    W tej chwilii ważniejsze, jest zatem to, ile energii woda, już zgromadziła, by ocenić jak może kształtować się pogoda w najbliższym czasie(gdy oceany są chłodne-jest wysoki kontrast termiczny między nagrzanym powietrzem, a więc wysokie parowanie, które sprowadza chmury, i ochłodzenie. Gdy są nagrzane, kontrast jest mniejszy, i większa szansa, że nagrzane powietrze zostanie na dłużej).
    Temperatura oceanów musi być zatem odpowiednio skorelowana, z temperaturą powietrza, by globalne ocieplenie stabilnie postępowało, a wysoka temperatura nie była jedynie, chwilową anomalią danego miesiąca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymyśliłeś jak widzę nową rewolucyjną teorię że jakoby zimny ocean paruje szybciej od ciepłego. Coś czuję że zbliża się pierwszy od wielu lat polski Nobel.

      Usuń
    2. Rafał nie bądź zbyt surowy. Arek się dopiero uczy. Faktycznie sprawa "kontrastu" budzi uśmiech ale niekiedy zdarza się, że coś dobrze pokombinuje.

      Usuń
    3. Dziękuje Ci New Eocen za obronę, a Ciebie panie Rafale pragnę spytać-kim ty jesteś, by się ze mnie naśmiewać, zamiast wyjaśnić na czym polega mój błąd, jeśli źle myślę?
      Czyż wiatr, nie powstaje na styku mas (oceaniczo-powietrznych, i wszelkich innych) o dużym kontraście termicznym?
      Wiatr zaś jest czynnikiem przyspieszającym parowanie, jak powszechnie wiadomo(dla przykładu pranie schnie w momencie, gdy jest wietrzny dzień, chociażby nie było gorąco.).
      Parowanie, to nie gotowanie-by liczyła się wyłącznie temperatura!

      Usuń
  3. Kurde. Zack Labe nie zamieścił swoich grafik. Stąd też przekreślony przeze mnie fragment tekstu. Czekam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Hubercie - wkradł się gruby błąd w grafice Zack Labe(chodzi o tą, gdzie jest porównanie objętości 31 marca i 30 kwietnia-względem poprzednich lat). Mówię gruby, bo widzi go nawet taki laik, jak ja.
      Gdyby w 2017 roku objętość w marcu, i kwietniu-spadała względem 2016,tylko o 413 i 73 km3-w tym roku musiałoby być mniej lodu, niż w 2016,a jest inaczej.
      Względem 2017 roku objętość wzrosła odpowiednio o 1528 i 1605 km3-musiałaby zatem ta objętość, być niższa, niż w 2016 o 1115 i 1532 km3-a tak nie jest.

      Usuń
    2. To nie jest grafika Zacka Labe, tylko Nevena. Źle mnie zrozumiałeś, bo musiałem się źle wysłowić. Chociaż raczej nie. Chodzi o różnice w objętości lodu w 2018 roku wobec ostatnich lat w przypadku 31 marca i 30 kwietnia. Przyjrzyj się uważnie wykresowi wyżej - wyszczególnieniu obok.

      Usuń
    3. Dziękuje. Teraz rozumiem. Chodzi o porównanie 2018 Roku, względem kolejnych lat, a nie rok do roku. Nie chciałem być złośliwy. Muszę jednak bardziej uważać, by nie marnować pańskiego cennego czasu, na niepotrzebne wyjaśnienia. Przepraszam najmocniej, za kłopot.

      Usuń
    4. Jak mam dużo czasu, a przynajmniej smartfona w ręku.

      Usuń
  4. Chodziło mi oczywiście o to, że objętość musiałaby być wyższa, niż w 2016 roku o 1115,i 1532 km3-a tak nie jest-mi też wkradł się błąd, gdy chciałem zwócić uwagę na błąd, w grafice Zack Labe.
    Swoją drogą-błąd nie jest może aż tak wielki, by chciało się panu, go wyeliminować. Cieszę się jednak, że dostrzegłem choć taki błąd-bo to znaczy, że staram się z uwagą czytać, pańskie artykuły, o arktyce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jednym słowem: ma się co topić. Do Arktyki wolnej od lodu jeszcze daleko. Wystarczy popatrzeć ile jeszcze śniegu leży na Syberii. Makabra.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie bylbym tego wcale taki pewny panie Michale. W tym sezonie zanosi sie ze Arktyka z kazdej strony bedzie agresywnie atakowana cieplem z nizszych szer geograficznych. Wyglada to tak jakby uklady cisnien chcialy ‘zacisnac petle na Jej szyji’. Wg mnie ostroznie mowiac lod zleci ponizej 4mln km2. To co zostanie to strzępy. Obym sie mylił. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyś się mylił, bo lód poniżej 4 mln km2 już był w 2012, więc to żaden wyczyn. Po 6 latach globalnego ocieplenia i pompowania do atmosfery CO2 należałoby wreszcie oczekiwać czegoś więcej.

      Usuń
    2. Spokojnie Michał, jeśli (odpukać ;-)) zdrowie i szczęście w życiu ci dopisze to będziesz wnukom przy kominku opowiadał jak kiedyś cały rok na oceanie lód był. To sytuacja nie do odwrócenia. Każda cząsteczka CO2 więcej przybliża nas już nie do roztopienia Arktyki a do Armagedonu.

      Usuń
  7. O sezonie trudno jeszcze mowić ale to co stanie się w najbliższym tygodniu nie napawa optymizmem. Równoczesny atak ciepła od strony Atlantyku i Pacyfiku będzie wyjątkowo silny, w tym czasie śnieg już przejdzie do historii otwierając nagrzewającemu się powietrzu azjatyckiemu drogę do serca Arktyki.
    Miesiące letnie albo uratują resztki lodu albo dopełnią dzieła zniszczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co nie napawa optymizmem? Wiosna? Przecież to normalna sprawa, że słońce świeci coraz wyżej i robi się coraz cieplej. Rozumiem, że niektórzy chcieliby pewnie zimy wokół bieguna non stop, ale to na szczęście niemożliwe.
      Idzie wiosna, a nie żaden armageddon. Prawdziwym dramatem jest to, że na dalekiej północy, mimo początku maja, ludzie wciąż muszą się zmagać ze śniegiem, który każdego dnia odbija jakże cenne ciepło w kosmos.
      Ja tam w prognozach na najbliższe dni dla Arktyki nie widzę żadnych przesadnych anomalii. +2K to żadna anomalia, więcej jest teraz na Antarktydzie.

      Usuń
    2. Anomalia wiosenna na poziomie +2 to dużo! Anomalie jesienno-zimowe (czyli te z Antarktydy) są znacznie większe.
      Lato powinno być krótkie i umiarkowane nawet u nas. Za to zima długa i mroźna. Jak ktoś chce wiecznego lata to na Seszele :-)

      Usuń
  8. Bardzo ciekawy jest wykres:
    "Grubość arktycznego lodu morskiego w 2018 roku w stosunku do okresu 2005-2017 i średnich wartości z lat 80. i 90."
    a w szczególności warto przeanalizować dwa widoczne na wykresie "garby".
    W pierwszym garbie charakterystyczną rzeczą jest stopniowe przyspieszenie osiągania przez lód maksimum grubości. Dawniej pik przypadał przeważnie w końcówce maja a obecnie już na początku tego miesiąca. To groźna tendencja świadcząca o wcześniejszym rozmarzaniu trzonu lodowego Arctic Central Basin.
    Prawdziwym jednak dramatem jest drugi garb (wrześniowy) bowiem on... zanika. Jeszcze w roku 2012 (patrz wykres) mimo warunków niezwykle sprzyjających topnieniu na początku sierpnia doszło do oczywistego zwiększenia się średniej grubości lodu z powodu tego, iż roztopił się cały cienki lód a pozostał gruby z dawnych lat. Analiza roku 2017 nie pozostawia złudzeń, drugiego garbu praktycznie już nie ma. Grubość lodu na wykresie nie przyrasta (pomimo słabych warunków!) ponieważ mimo ubywania cienkiego lodu do stopienia lub przetrwania pozostaje już tylko... cienki lód. Gdyby w roku 2016 zaistniały korzystne dla topnienia warunki (takie jak w 2012) to nie byłoby czego zbierać. W 2012 roku topnienie a w szczególności zahamowanie utraty zasięgu czy powierzchni lodu zatrzymało się na lodzie starym o grubości co najmniej 3 metrów. Obecnie takiego lodu w Arktyce nie uświadczysz i wszystko na to wskazuje, że właśnie osiągamy maksimum jego grubości. Dalej już tylko równia pochyła. To pogoda rządzi już i rządzić będzie arktycznym lodem.

    OdpowiedzUsuń