Czapa polarna Oceanu Arktycznego topnieje jak na razie bez większych przeszkód. Powierzchnia (area) i zasięg (extent) lodu są nieznacznie większe niż w 2012 roku, ale to co pokazują mapy świadczy o tym, że sytuacja w Arktyce jest zła. Tymczasem znad Rosji dociera kolejna fala ciepła.
Zasięg i koncentracja arktycznego lodu morskiego w 2012 i 2019 roku dla 15 sierpnia. AMSR2, University of Bremen
Tylko rok 2012 stanowi konkurencję dla tegorocznego sezonu topnienia, kiedy spojrzymy nie tylko na wykresy, ale i na mapy. Swoim kształtem i rozmiarami czapa polarna jest bardzo podobna do tej z 2012 roku, kiedy padł rekord wrześniowego minimum - 3,387 mln km2. Rok 2016, który o włos dzięki dipolowi arktycznemu zdetronizował wielkie topnienie z 2007 roku jest w tyle. Wyraźnie widać do na mapie.
Zasięg arktycznego lodu morskiego w 2019 roku względem wybranych lat, oraz średniej 1981-2010. Wykres pokazuje zapis dziennych odczytów w 5-dniowej średniej. NSIDC
Tempo wycofywania się lodu morskiego nie przyspieszyło tak jak w 2012 roku, kiedy na początku sierpnia przetoczył się przez Arktykę najsilniejszy w historii pomiarów sztorm, a wręcz huragan. Według danych NSIDC zasięg lodu morskiego spadł do 5,006 mln km2 - to mniej niż w trakcie wrześniowego minimum lat 2013-2014. Należy przypomnieć, że tegoroczne letnie topnienie odbywa się głównie za sprawą wysokich temperatur, bez wyraźnego wsparcie ze strony systemów barycznych - odpowiedni dryf lodu, czy też jego fragmentacji na skutek silnych sztormów.
Powierzchnia lodu morskiego w 2019 roku względem wybranych lat. Dane NSIDC, wykres Nico Sun
Powierzchnia lodu podobnie jak jego zasięg występowania także jest nieznacznie większa od tej z 2012 roku. Krzywa na wykresie cały czas depcze po piętach wartościom z 2012 roku, znajdując się jednocześnie poniżej wartości z 2016 roku.
Prognozy NSIDC szacują, że wrześniowe minimum zasięgu lodu wyniesie 3,75 mln km2. Nie będzie więc rekordu, ale różnica ta będzie bardzo mała. Prognozy nie wykluczają jednak, że pokrywa lodowa może skurczyć się do wartości niemal takiej samej jak w 2012 - poniżej 3,5 mln km2.
Prognozy NSIDC szacują, że wrześniowe minimum zasięgu lodu wyniesie 3,75 mln km2. Nie będzie więc rekordu, ale różnica ta będzie bardzo mała. Prognozy nie wykluczają jednak, że pokrywa lodowa może skurczyć się do wartości niemal takiej samej jak w 2012 - poniżej 3,5 mln km2.
Prognozowane warunki pogodowe w Arktyce na 17-18 sierpnia 2019 roku. Tropical Tidbits
Ta druga opcja jest możliwa, jeśli spojrzymy na dynamikę zmian z sierpnia, kiedy to tempo topnienia przez wiele dni było szybsze od średniej z ostatnich 10 lat i parokrotnie szybsze niż w 2012 roku. Ilustruje to wykres obok. Także ze względu na prognozy pogody. Nad Ocean Arktyczny po raz kolejny wlewa się fala ciepłego powietrza znad ogarniętej pożarami Syberii. Odpowiedzialny jest za to bardzo silny wyż baryczny znad Morza Czukockiego. Jednocześnie wysokie ciśnienie umożliwi powstanie sporego gradientu, co oznacza silny wiatr. Wiatr przekłada się na dryf i bardzo możliwą dalszą fragmentację kry lodowej.
Prognozowane odchylenia temperatur od średniej 1979-2000 na 17-18 sierpnia 2019. Climate Reanalyzer
Wyż baryczny spowoduje też wzrost anomalii temperaturowych nad rosyjską częścią Oceanu Arktycznego. Dodatnie odchylenia obejmą także część sektora amerykańskiego. Nad lądami anomalie będą bardzo wysokie, co pokazuje animacja. Z kolei animacja obok (kliknij, aby powiększyć, można użyć opcji ctrl+) ilustruje nam jak bardzo wysokie będą temperatury na północy Syberii. Animacja zawiera także przebieg temperatur dla dzisiejszego dnia W najcieplejszym momencie dnia za kołem polarnym temperatury przekroczą 20oC, co o tej porze takie wartości nie powinny już mieć miejsca. Do tego według prognoz (co już zresztą ma miejsce) nad rosyjską częścią czapy polarnej spadnie deszcz. Oznacza to dodatkową energię w postaci ciepła utajonego. Woda zamarzając później odda ciepło do atmosfery.
Odchylenia temperatur od średniej 1958-2002 powierzchni arktycznych wód dla 15 sierpnia 2019 roku. DMI
Silna adwekcja kontynentalnego powietrza, wraz z dymem ze wciąż szalejących pożarów tajgi i tundry podtrzyma wysokie odchylenia temperatur powierzchni wód arktycznych, głównie Morza Łaptiewów. W praktyce oznacza to, że akwen nie będzie się wychładzać. O tej porze roku arktyczne wody zużywają ciepło na topnienia lodu i zaczynają się już powoli wychładzać. Aczkolwiek proces ten jest jeszcze hamowany przez okazjonalne wtargnięcia ciepłych mas powietrza. Sytuacja naturalna, ale nasilona przez globalne ocieplenie. Zdjęcie obok przedstawia ogniska pożarów na Syberii z dzisiejszego dnia.
Topniejący pak lodowy w Basenie Arktycznym od strony Morza Łaptiewów, 500 km od bieguna północnego 15 sierpnia 2019 roku. NASA Worldview
Nawet jeśli nie padnie rekord, bo raczej do tego nie dojdzie, to taka sytuacja będzie mieć swoje konsekwencje. Ten sezon roztopów jest bardzo silny, przewyższa go tylko rok 2012. Nie ulega wątpliwości, że to co się dzieje w Arktyce będzie miało swoje przełożenie w warunkach pogodowych nadchodzącego półrocza zimowego, a także w dalszym horyzoncie czasowym.
Zobacz także:
Zobacz także:
- Zła sytuacja w Arktyce - wcale nie jest lepiej niż w 2012 roku, poniedziałek, 12 sierpnia 2019 Może być znacznie gorzej niż w 2012 roku. W sierpniu jak na razie nie uformował się silny sztorm, tak jak 7 lat temu, który wzmocnił topnienie lodu. Nie ma też dipola arktycznego, a eksport lodu przez cieśninę Fram ogranicza się do niewielkiego obszaru lub w ogóle nie występuje.
- Porównanie kriosfery - piekło wielkiego topnienia wciąż trwa, sobota, 3 sierpnia 2019
Tendencja spadkowa ilości lodu w ostatnich latach jest bardzo wyraźna. Już nie da się zwalić że były wyjątkowe warunki jak w 2012.
OdpowiedzUsuńJak w piosence list do M Dżemu "Szkoda, że tak późno pojąłem to..."
UsuńAlbo "Ostatnie widzenie" Arktyki. Od 6.20 jedna z najlepszych solówek grana subtelnie na dwie gitary.
UsuńMoc. Zimową porą przy kominku i butelce wina słucham wpatrzony na południe na Śnieżnik.
New Eocen, jak Ty możesz tak żyć jak pustelnik w tych górach z dala od cywilizacji? To dobre na weekendowy wyjazd, ale na stałe? Jakoś nie wyobrażam sobie tak żyć na dłuższą metę...
UsuńNie sądzę, aby ludzie masowo uciekali w góry przed ociepleniem klimatu, a tym samym, aby nieruchomości w takiej dzikiej głuszy drożały. Z tego prostego powodu, że tam nie ma pracy i nie ma ... Biedronki. W parku narodowym nie można chyba jeździć samochodem. Przeciętny Polak ma nawet problem, aby wnieść sześciopak piwa na drugie piętro w bloku bez windy, a co dopiero pokonywać codziennie tyle kilometrów i przewyższenia, a już zimą w zaspach? I ta wątpliwa przyjemność spotkania na swojej drodze wygłodniałego niedźwiedzia. Nie, to zdecydowanie nie do pomyślenia! Dlatego drożeją nieruchomości, ale w Warszawie. To nic, że podczas upałów betonowe miasto zamienia się w piekarnik, ale wszędzie blisko, jest internet i ciepła woda w kranie, a to najważniejsze. Dzisiaj dla ludzi liczy się przede wszystkim wygoda. Ty uciekłeś w góry po raptem 2-tygodniowej fali upałów z sierpnia 2015, która przy upałach w Dubaju to śmiech na sali. Było zrobić jak reszta, czyli założyć klimę (oczywiście w Polsce na prąd z węgla) i żyć dalej we Wrocławiu, ale Twój wybór.
Sory za wtrącenie ,ale myślę że ma życie znacznie ciekawsze od Twojego .
UsuńJa nie mieszkam w górach i myślę że mam ciekawsze życie niż ten samotny wilk. Chodzę w góry czasem, zdobywam szczyty w nocy. Niedługo atakuje Bieszczady nocą, piszę się ktoś? Tylko to nie dla słabych, w nocy często możnaa spotkać stado wilków lub niedźwiedzie, potrzebuję mężczyzn, prawdziwych
UsuńNo ludzie teraz są bardzo wygodni... piec na ekogroszek , te sprawy ;)
UsuńNew Eocen chyba nie jest takim pustelnikiem jak go Michał przedstawia ;)
Pustelnikiem nie jestem :-)
UsuńAle praca w centrum miasta w "niszowej korporacji" otworzyła mi oczy. Wolę wilki i niedźwiedzie od ludzi. Twój wpis Michał brzmi trochę jak sarkazm. Bo to, że przeciętny Polak ma problem z wniesieniem sześciopaka na drugie piętro to właśnie z braku tego co ja mam na wsi. Czym kusi miasto? Wiem. Smród, chemia, smog, papierowe żarcie podczas lunchu, alergie, antydepresanty, pośpiech, dzień i noc tak samo na obrotach, breja w zimie, żar w lecie, nieczyszczone należycie klimatyzacje, pył z tramwajowego torowiska, a na koniec medycyna na najwyższym poziomie, która lecząc przypadłości, których się nabawiłeś pozbawi cię wszystkiego co w tym bagnie przez lata harówy zarobiłeś. Dziś na wsi tylko niekiedy mnie ogarnia lekkie przerażenie, gdy sobie uświadomię, że tam w tych molochach żyją i męczą się ludzie. Poza tym... cisza, a przepraszam dziś w nocy słychać było jedynie młode puszczyki, którym rodzice przynosili złowione myszy. Czas, na spokojnie, zjeść na tarasie śniadanko i bez pośpiechu rozwiązać przez internet jakiś problem z Bliskiego wschodu a potem... w góry ze znajomymi, którzy zawsze chętnie się w lecie tu zjawią chwaląc się swoimi osiągnięciami a przy wieczornym ognisku klnąc na swój los korposzczura. Każdy niech się zastanowi i wybierze swoją ścieżkę póki nie jest za późno i póki ma odwagę.
Ale fajnie napisałeś :).
UsuńCo z tymi puszczykami jest w tym roku że tak krzyczą? Musiałem okno zamknąć... Za to od dwóch lat nie słyszę we wrześniu rykowiska. To chyba przez wilki których jest coraz więcej i trochę "rozgonily" jedenaste.
Gdyby nie te zmiany klimatu było by całkiem fajnie.
Większość jednak przeklina swój los, zaciska zęby i wybiera miasto.
UsuńWracając jednak do tego co napisałeś w poprzednim temacie, bo Ci tam nie odpisałem.
Masz rację, że średnia roczna temperatura we Wrocławiu wzrosła z 8 do niespełna 11 stopni w krótkim czasie. To dużo. Ale to nadal lodownia. Wiesz czemu? Bo 11 stopni to mniej więcej tyle ile wynosiła średnia globalna temperatura podczas maksimum zlodowaceń w czwartorzędzie. Mówi się, że obecna średnia to 14-15 stopni, a wtedy było ok. 4 stopnie chłodniej, czyli można chyba przyjąć, że było wtedy na Ziemi średnio 10-11 stopni. Czyli tyle co teraz we Wrocławiu. A i tak Wrocław to przecież jedno z najcieplejszych miast w Polsce, bo w takich Suwałkach średnia jest niższa. A tym samym średnia Polski jest niższa niż dla Wrocławia.
Nie powiesz mi chyba, że było wtedy (podczas zlodowaceń) na świecie ciepło, skoro znaczną część Polski przykrywał gruby na kilometr lodowiec? Trudno nie nazwać tego lodownią.
Poza tym 11 stopni to zwyczajnie zimno. Przy takiej temperaturze wciąż trzeba zakładać przynajmniej lekką kurtkę. Uznałbym, że nie ma lodowni dopiero jak średnia Polski osiągnie obecne globalne 15 stopni. Choć tak naprawdę nawet to wciąż mało, bo komfortowe ciepło to jest dopiero 20 stopni. Nikt z nas chyba nie ma przecież w mieszkaniu 15 stopni... Zresztą obecna globalna temperatura jest mocno zaniżana przez dzikie mrozy w obszarach podbiegunowych nie nadających się z tego powodu do życia. Gdyby policzyć średnią tylko nad obszarami lądowymi zamieszkiwanymi przez człowieka, to by się pewnie okazało, że tak wyliczona średnia globalna byłaby dużo wyższa. Odliczając Antarktydę, Arktykę i Grenlandię wyszłoby pewnie ok. 20 stopni. Widać więc jaka temperatura jest dla człowieka najlepsza.
Oczywiście średnia 15 stopni u nas zwiększyłaby częstotliwość występowania upałów (przed którymi jednak skutecznie broni nas klimatyzacja), ale też z drugiej strony nie byłoby już dzikich mrozów poniżej -20 stopni.
W Polsce cały czas zużywa się więcej energii zimą na ogrzewanie niż latem na ochładzanie, a co za tym idzie większe są emisje dwutlenku węgla w okresie zimowym (grzewczym).
Gdyby za obecne ocieplenie odpowiadał wzrost natężenia promieniowania słonecznego, to ocieplałyby się głównie lata i dni. Antropogeniczne ocieplenie ma na szczęście odwrotną własność, ocieplają się bardziej (a przynajmniej powinny wg naukowców) zimy niż lata, oraz noce niż dni. To chyba lepiej niżby miałobyć na odwrót, nieprawdaż? Powinny się zmniejszać dobowe i roczne amplitudy powietrza.
Marcin, trzymaj się tego świata, świata Borów Tucholskich, to jest bezcenne.
UsuńMichał, cóż ja mogę Ci odpisać? Zimno (lodownia jak piszesz) jest dla mnie czymś cudownym. Gdy wędrując górami czuję mróz wszystkie moje zmysły pracują na zupełnie innym poziomie. Ten skrzypiący śnieg, śliskie ścieżki, martwa, zmrożona cisza, różowy zachód Słońca zwiastujący eternal. Nie wiem jak to Ci opisać... i nagle po kilku godzinach w śniegu po kolana, przy oddechu, który przeszywa płuca wchodzisz do domu. A tam czeka na ciebie przyjaciółka z barszczem czerwonym przy kominku i z wanną pełną gorącej wody ozdobioną tealigtami. A na brzegu tej wanny wino grzane, czerwone albo wręcz przeciwnie zimne białe. Dla takich chwil się żyje. Wtedy nawet awaria głównego szybu na polach naftowych Arabii mnie nie rusza. Poczekają... Dla mnie zimno jest kwintesencją życia. Ciepło to piękna ulotna chwila, która bez zimna staje się koszmarem.
Poeta :P
UsuńJak były takie zimy ostre z dużym śniegiem to ta świadomość odcięcia od świata gdy cały dom przykryty białą pierzyna i sosny uginajace się pod ciężarem śniegu. Mógłbym tak miesiące przeżyć w spokoju.
A tak Marcin! Tak i ja mógłbym chłonąć tą ciszę żyć miesiącami. Kiedyś na masywie Śnieżnika tak było. Oby było tak częściej :-)
UsuńTaki baśniowy obraz zimy jest możliwy chyba tylko w górach albo gdzieś w borach z dala od smogu i człowieka. W mieście śnieżna i mroźna zima to same kłopoty i koszty. Poza tym trzeba pracować, jakoś poruszać się, robić zakupy itp. Gospodarka też musi się rozwijać, trzeba budować, bo ciągle się słyszy, że w Polsce mało i mało tych mieszkań i dróg, a zima w tym przeszkadza. Z ekonomicznego punktu widzenia (a teraz ludzie patrzą głównie przez pryzmat pieniędzy) zima nie ma żadnego uzasadnienia i racji bytu.
UsuńNie wszystko w życiu musi się opierać o opłacalność i kasę. Ważniejszy jest rozwój niż wzrost gospodarczy.
UsuńMam nadzieję, że już się nie powtórzą w Polsce srogie zimy jak w PRL-u i że miesiące takie jak grudzień 2012, styczeń 2010, luty 2012 czy marzec 2013 to były już ostatnie tchnienia ostrzejszej zimy w Polsce. Śnieg niech sobie pada w górach, lasach, na polach, łąkach, z dala od zabudowań ludzkich i szlaków komunikacyjnych, nie mam nic przeciwko. My tu na nizinach, a szczególnie w dużych miastach nie potrzebujemy zimy.
UsuńOd 6 lat mamy już dość łaskawą pogodę zimą, szczęśliwie unikamy dużych mrozów i śniegów kosztem Ameryki. A jak komuś mało zimy w zimie, to zawsze może spakować narty do plecaka i pojechać w góry.
Ciekawe jak będzie w tym roku z zimą po tym prawie rekordowym topnieniu, bo w 2012 po takim topnieniu przyszła ostatnia dość ciężka i długa zima (grudzień i szczególnie marzec 2013 dał się mocno we znaki). Od tego czasu jednak jakby coś się zmieniło i nie ma już ciężkich zim. Ciekawe czy w tym roku znów się prześlizgniemy łagodnie po miesiącach DJF do następnej ciepłej wiosny czy jednak zima da popalić.
Myślę że coś da nam popalić...
UsuńPoprostu brakło tej wisienki na torcie w postaci jednego potężnego huraganu, wtedy rekord pewny, mimo wszystko będzie wielka walka o 2 pozycję
OdpowiedzUsuńWisienką na torcie była w tym roku nietypowa sytuacja na terenie stanowiącym bezpośrednie sąsiedztwo Arktyki - kole podbiegunowym. Ogień trawiący Syberię i Alaskę skutecznie wpłynął na stan oblodzenia i tępo topnienia. Jeśli w przyszłości da się tym pożarom zapobiec, bądź też uniknąć ich rozprzestrzenienia to to, z czym mamy dziś do czynienia będzie miało mniej dramatyczny przebieg i sytuacja w Arktyce będzie stabilna.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń