poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Coraz cieplejszy klimat Arktyki

Arktyka jest regionem, który kojarzy nam się z zimnem, nieustającymi mrozami i lodem. Czy tak jest naprawdę? Tak, dla przeciętnego człowieka to zimne miejsce, gdzie występują srogie mrozy. Pewnie wielu, którzy ostatnio odwiedzili ten obszar powie, że nic się nie ociepla, jest zimno. Faktycznie, jest zimno, występują mrozy. Ale mimo to temperatury tam rosną. Średnie temperatury nad Oceanem Arktycznym zimą wynoszą – 40oC, a nawet – 50oC.

Takich temperatur już nie ma. Owszem lokalnie (pomijając lodowatą Grenlandię) zdarzało się nawet ostatnio sięgnąć tym wyżej wspomnianych wartości. Ale nie była to stała temperatura i występowała lokalnie.

Mapa pokazująca globalne anomalia temperatur. Jak widać, największe wzrosty odnotowano właśnie w Arktyce. NOAA


W Arktyce bardzo zimno robi się w styczniu, a najzimniej jest w lutym. W połowie marca zaczyna się tam ocieplać, oczywiście najpierw powoli, ale po kilku tygodniach od równonocy są już widoczne wyraźne różnice w temperaturze powietrza. Najcieplej jest rzecz jasna latem, w lipcu i w sierpniu, we wrześniu temperatury ponownie się obniżają. W środku lata w głębi Arktyki, nad oceanem jest też zimno. Oczywiście tak jest z punktu widzenia przeciętnego mieszkańca Polski. Temperatury przeważnie są ujemne, ale są to wartości bliskie zeru, a czasami występuje odwilż. Im bliżej lądu, tym cieplej, bo zwiększa się wpływ cieplejszych mas powietrza znajdujących się nad lądami Azji czy Ameryki i także samej wysokości słońca nad linią horyzontu.

Jednak w ostatnich latach temperatury tam rosną.



Na powyższej mapie z początku marca 2013 roku widać, że są wartości sięgające - 40oC, a nawet – 45oC. Ale nie wypełniają one większości regionu Oceanu Arktycznego.  Większość terenów Arktyki to obszary o temperaturze -30oC. Są też miejsca gdzie jest – 20oC. Dla XIX wiecznych odkrywców, czy Innuitów, byłoby za ciepło.



Na tej mapie z początku sierpnia widać, że jest bardzo ciepło. Tylko w kilku obszarach jest raptem -3 czy  -4oC. Wszędzie indziej nad oceanem jest albo zero, albo powyżej zera. Nawet na Grenlandii są wysokie temperatury, gdzie tylko lokalnie jest -20oC, a w wielu miejscach temperatury wynoszą od  -5oC do -10oC. Do tego trzeba dodać kilkunastogodzinny czas świecenia słońca. Pamiętajmy, że są to temperatury podawane w standardowych warunkach, czyli w cieniu, na wysokości 2 m. W Arktyce raczej cienia nie znajdziemy, jeśli chodzi o ocean czy Grenlandię. Nie ma tam drzew, budynków niczego, co by dawało cień, szczególnie w przypadku Oceanu Arktycznego. W rzeczywistości jest więc cieplej. Nic więc dziwnego, że jest całe mnóstwo czasu (dzień polarny, słońce non stop), by wody oceanu mogły się nagrzać i stopić lód.

A co będzie w przyszłości? Cóż, możemy się tylko zastanawiać.



Na tej mapie widać ciekawy przykład rozkładu temperatur w Arktyce. Od paru lat w Arktyce występuje anomalia termiczna, czego wynikiem jest odmienny rozkład temperatur. Np. tu na początku stycznia bieżącego roku widać w rejonie bieguna dość wysokie temperatury, sięgające nawet -8oC. To bardzo wysoka wartość jak na tę porę roku. W pozostałych obszarach jest średnio -18 do -24oC. Co ciekawe w tym samym czasie na Syberii panują prawdziwe mrozy. Temperatury w wielu miejscach albo wynoszą -40oC, albo są jeszcze niższe, nawet -50oC.  Bardzo zimno było też na północną częścią Kanady, choć cieplej niż w Rosji.

To zaburzenie zachowania prądów strumieniowych, którego przyczyną jest ocieplanie klimatu w Arktyce.  W wyniku postępujących zmian klimatu, dochodzi do zmian w cyrkulacji mas powietrza. Zimne masy powietrza są wypychane na obrzeża Arktyki co umożliwia im schładzanie terenów na których leży np. Polska. Takie różnice największe są w grudniu i w styczniu. Zaś w lutym następuje ich zanik, choć i tak miejscami można zauważyć dziwne odchylenia. Tak wysokie temperatury nad Oceanem Arktycznym spowalniają proces rozrostu lodu. Pokrywa lodowa nie jest w stanie osiągnąć odpowiedniej grubości, przez co jest podatna na kruszenie i szczelinowanie. A to można było zaobserwować ostatnio na Morzu Beauforta u wybrzeży Alaski.
Co się stanie w przyszłości, kiedy lód stopi się do zera? Oczywiście temperatury wzrosną. Wciąż będzie występował mróz, ale anomalia termiczne będą silniejsze. Zwiększy się u nas intensywność zim, dzięki czemu denialiści będą mieli o czym mówić. Jednakże, kiedy u nas będzie bardzo zimno i śnieżnie. To na biegunie będzie raptem kilka stopni poniżej zera.
Kiedy lodu nie będzie już przez cały rok, a stanie się to w połowie wieku, ocean będzie mógł ogrzewać się bez przeszkód od marca do października. Brak lodu sprawi, że nie będzie już lodowatych mas powietrza, bo nie będzie źródła zimna, jakim jest lód. Przez całą wiosnę i lato ocean na biegunie nagrzeje się do 10oC, a zimą w czasie nocy polarnej schłodzi się. Jednakże ogrzawszy się do takiej wartości nie zdąży się schłodzić poniżej zera. Być może ochłodzi się do 2-3oC.  Lód więc nie będzie mógł się uformować, nie powstanie nawet śryż. Wciąż pewnie będą stamtąd napływać masy powietrza, ale nie będą takie jak teraz, zimne i mroźne. Brak lodu uniemożliwi oziębianie się powietrza. Dowodem tego jest północna część Oceanu Atlantyckiego. Między np. Norwegią a Islandią przez większą część roku woda ma 10-12oC. Kiedy z tamtych kierunków wieje wiatr, nie ma u nas mrozu. Zimą jest zimno, mamy wtedy 1 do 3oC o ile wiatry nie wieją bezpośrednio od Grenlandii. Latem zaś mamy 15-19oC.  Czyli kiedy lodu w Arktyce nie będzie już przez cały rok to po roku czy dwóch latach Ocean Arktyczny będzie taki jak np. Morze Norweskie. Będzie miał 10oC. Będziemy mieli po prostu nowe źródło polarnomorskich mas powietrza.
Biorąc jednak po uwagę to, że w 2050 roku będzie gdzieś 460-470 ppm CO2 temperatury mogą być wyższe. To spowoduje większy, intensywniejszy napływ afrykańskich mas powietrza już wczesną wiosną. Będziemy więc mieli chłodną i deszczową zimę i gorące suche lato. Nim to się stanie, przyjdzie nam się przemęczyć ze śnieżnymi zimami, których przyczyną są obecne zmiany w Arktyce.
Pojawia się teraz pytanie. Kiedy nie będzie lodu przez cały rok, kiedy będziemy mieli ponad 450 ppm CO2 – co powiedzą wtedy denialiści. O ile będą mieli w ogóle czelność się wypowiadać, bo będzie już za późno. Te 460 ppm to wartość brana pod uwagę, że emisje CO2 ustabilizują się na poziomie 30 mld ton, gdzie roczny wzrost będzie wynosił 2 ppm. A jeśli będzie większy, np. 3 ppm?  Zapewne będzie 500 ppm, albo więcej.
 

2 komentarze:

  1. Niektórzy twierdzą, że zarówno topnienie lodu w Arktyce, jak ten cały globalny ogrzewający się kociołek to proces naturalny, a jego przyczyną jest Para Wodna, a nie jakichś tam Dwutlenek Węgla. I to nawet profesorowie klimatologii, np. Krzysztof Migała w Uniwersytetu Wrocławskiego - ostatnio był o tym z nim wywiad w Plus Minus Rzeczpospolitej (13-14 kwietnia 2013). Naprawdę nawet ja mam mętlik w głowie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie jest naturalny proces, bo jest zbyt szybki. A para wodna jest też gazem cieplarnianym. Im cieplejszy ocean, tym więcej pary wodnej - tym cieplej i koło się zamyka. A CO2 tylko dolewa tu oliwy do ognia.

    OdpowiedzUsuń