Minimalna objętość arktycznego lodu wyrażana w kilometrach sześciennych w tym roku będzie drugą najmniejszą w historii pomiarów prowadzonych od 1979 roku.
Objętość lodu w Arktyce w 2020 roku względem wartości z ostatnich lat i średniej 1979-2001. W lewym górnym rogu wyszczególnienie sezonowe dla wybranych lat i średnich dekadowych. PIOMAS
Według wyliczeń modelu PIOMAS na 16 września, objętość lodu wyniosła 4059 km3, co stanowi drugą najmniejszą wartość. Spowolnienie topnienia na przełomie lipca i sierpnia w wyniku zmiany wzorców pogodowych jest odpowiedzialne za brak rekordu. Należy też zwrócić uwagę na półroczne zimowe 2019/20, kiedy to warunki dyktowane przez silny wir polarny umocniły pokrywę lodową. Wir polarny nie przesądził jednak o wyniku wrześniowego minimum, gdyż jego skutki zostały zniwelowane jeszcze wiosną. Jeśli już, to zimowy wir polarny wprowadził jedynie pauzę i to w sumie z marnym skutkiem. Animacja obok (kliknij, aby powiększyć) pokazuje zmiany grubości lodu morskiego w w dniach 31 sierpnia - 15 września 2020. Zmiany objętości lodu morskiego w Basenie Arktycznym i Morzu Beauforta w 2020 roku w stosunku do okresu 2005-2019.
Kiedy spojrzymy na regionalne zmiany, to udział wiru polarnego w sukcesie wrześniowego minimum jest wręcz znikomy. Lato 2020 miało potencjał by doprowadzić do rekordu i to bardzo mocnego - objętość lodu na koniec lipca ocierała się o rekord. Regionalne wzorce pogodowe spowodowały, że wolno topił się lód na Morzu Beauforta, które ze względu na swoje położenie odgrywa ważniejszą rolę w roztopach niż Morze Łaptiewów czy Karskie.
Na tej tabeli przedstawiona jest dokładna rozpiska objętości lodu na 16 września. W różowych kolumnach przedstawione są różnice względem poprzednich lat i średnich dekadowych, także ich procentowe wartości. Choć nie został pobity rekord, to różnica w stosunku do 2012 roku jest mała - 378 km3, czyli jedynie 10,3% różnicy. Dane PIOMAS pokazują też dowód na potencjał cieplny wód Oceanu Arktycznego. Niedawne odkrycia dotyczące gromadzenia się energii cieplnej pokazują, że jest coś na rzeczy. Tempo topnienia w połowie września było znacząco szybsze niż w ostatnich latach. Jest nieprawdopodobne, że minimum objętości lodu wypadnie gdzieś między 17 a 20 września. Takie te 4059 km3nie jest wynikiem oficjalnym i ostatecznym.
Zobacz także:
Hubert nie łam się będzie dobrze.
OdpowiedzUsuń4000 km3 to jest nadal od cholery lodu. Nawet nie chce mi się liczyć ile dżuli energii potrzeba, aby to stopić, bo to ogromna liczba.
OdpowiedzUsuńW latach 90. XX wieku było od cholery lodu, bo 3x więcej niż dziś.
Usuńskoro ubyło tego lody tyle w 30 lat to i teraz może przybyć w tym samym czasie nawet tyle samo... powinienem jeszcze tego dożyć, oczywiście jak nic ci z rządu nie wymyślą
UsuńNon sequitur.
UsuńRok 2012 powinien być odrzucony jako wartość skrajna. Panowały wtedy warunki całkowicie niestandardowe i rekord mamy dzięki zbiegom okoliczności, a nie tylko zmianom klimatu. Gdyby wtedy właśnie tak patrzono na wynik topnienia letniego to dziś nie byłoby tylu ludzi, którzy kwestionowaliby dalej postępujące globalne ocieplenie. Nowy rekord może paść za 5-10 lat jak nie będzie poprawnych warunków do topnienia lodu, co nie ma nic wspólnego z ze wzrastającym na sile GO. Proszę was zapomnijcie o 2012 i nie porównujcie każdy kolejy rok do niego. Trzeba się skupić na rosnącej temperaturze oceanu, bo to będzie miało główny wpływ na klimat, a nie trochę lodu w Arktyce.
OdpowiedzUsuńI słusznie. Ktoś nie potrafi odróżnić klimatu od pogody. 2012 to pogoda w danym roku.
Usuń