niedziela, 16 lutego 2020

Gorąco na Antarktydzie - kolejna wielka góra lodowa oderwała się od lodowca

Kolejna ogromna góra lodowa oderwała się od Antarktydy, dokładnie od lodowca Pine Island. Zdarzanie to zbiegło się z bardzo ciepłym okresem, jakiego w pierwszej połowie lutego 2020 doświadczył ten, wydawało się wcześniej nieczuły na zmiany klimatu kontynent. Okazuje się, że Antarktyda jest tak samo czuła na zmiany co Arktyka. 

Góra wielkości  Malty oderwała się od lodowca
Na początku lutego Sentinel należący do Europejskiej Agencji Kosmicznej zarejestrował szybko powiększające się pęknięcia w czole lodowca Pine Island. 9 lutego lodowy blok o powierzchni 300 km2 oderwał się od lodowca.  

 Lodowiec Pine Island 11 lutego 2020 roku. Sentinel-1

Już kilka miesięcy wcześniej, w 2019 roku zaobserwowano pojawiające się pęknięcia, które zwiastowały wycielenie się gigantycznej góry lodowej. Dwa dni później, co widać na powyższym zdjęciu, góra lodowa się rozpadła. Największy z jej fragmentów oznaczono nazwą B-49. "To, na co patrzysz, jest zarówno przerażające, jak i piękne", powiedział Mark Drinkwater z ESA. "Z tych obrazów jasno wynika, że lodowiec Pine Island dramatycznie reaguje na zmiany klimatu", dodał. Tłumaczył, że cielenie się lodowca jest naturalnym procesem odłamywania się fragmentów lodowca, w wyniku którego powstają góry lodowe. Ale, jak podkreśla Drinkwater, obecne tempo topnienia i cielenia się jest dużo większe, niż kiedykolwiek wcześniej zaobserwowano na zdjęciach satelitarnych. Zdjęcie obok (kliknij, aby powiększyć) pokazuje rozsypaną na kawałki górę lodową i jej największy fragment B-49.


To nie jest już naturalny proces

 Góra lodowa B-46 7 listopada 2018 roku. Landsat 8

Prowadzone obserwacje satelitarne pokazują, że proces cielenia się lodowców nie jest już naturalny, gdyż wyraźnie przyspiesza. To już siódme zdarzenie tego typu w obecnym stuleciu, które miało miejsce w obrębie lodowca Pine Island. Wcześniej do wytapiania się gór lodowych dochodziło tam raz na kilka lat. Teraz zdarza się prawie każdego roku. Ostatnie miało miejsce w 2018 i też oderwała się góra lodowa o podobnej wielkości. Rozpadła się, a największych jej fragment B-46 miała 226 km2. Częste cielenie się tak dużych gór lodowych według naukowców takich jak Mark Drinkwater z ESA jest związane z globalnym ociepleniem, a dokładnie z działaniem coraz wyższych temperatur wód Oceanu Południowego. 

To już nieodwracalne
To, co się dzieje na Antarktydzie Zachodniej, nie da się zatrzymać. Lodowiec Pine Island wszedł w fazę nieodwracalnego rozpadu. Naukowcy potwierdzają wyniki badań sprzed 6 lat. Oderwała się wystarczająca już liczba fragmentów, by przyspieszenie procesu stało się nieodwracalne. 

 Na górze: lodowiec Pine Island w 1992 roku. Na dole ten sam lodowiec w 2011 roku. Na przekrój lodowca nałożona jest mapa naprężeń. NASA

Wody oceanu mogą roztapiać od spodu znaczną część lądolodu. W rezultacie cofa się tak zwana linia gruntowania, czyli granica pomiędzy częścią lodowca spoczywającą na dnie morza i jego pływającą częścią. W trwających od tysiącleci stabilnych warunkach klimatycznych linia gruntowania lodowców szelfowych miała tendencję do stabilizowania się na grzbietach podmorskich. Przykładem takiej sytuacji są lodowce na Morzu Amundsena, takie jak Pine Island lub Thwaites, dwa z pięciu największych na Antarktydzie. Krawędź lodowców znajduje się na płytkich wodach, dalej są one oparte na głębokim nawet na 2000 metrów dnie oceanicznym. 

Kiedy w wyniku topienia podstawy lodowca przez wody cieplejszego oceanu linia gruntowania cofnie się z grzbietów podmorskich na głębszą wodę, lodowiec jest już skazany na cofnięcie się do najgłębszego punktu i dalej, nawet jeśli wody oceanu nie nagrzałyby się już ani trochę bardziej. Przyczyną jest zarówno niższa temperatura topnienia lodu pod większym ciśnieniem na większej głębokości, jak i rosnąca powierzchnia topnienia (a w rezultacie szybsza utrata masy lodowca).

Rekordowe temperatury
Zdarzenie to zbiegło się z wyjątkowo ciepłym okresem na Antarktydzie Zachodniej. Brazylijscy naukowcy z wyspy Seymour na Półwyspie Antarktycznym zarejestrowali 9 lutego temperaturę 20,75oC. To niemal jeden stopień więcej niż odnotowany w styczniu 1982 roku rekord dla całego regionu Antarktydy. 



Odchylenia temperatur od średniej 1981-2010 na Antarktydzie 1-10 lutego 2020 roku. NOAA/ESRL

Zwykle na wyspie Seymour jest od -15oC zimą do +1,5oC latem, chociaż odnotowuje się też duże spadki temperatury związane z silnym wiatrem wiejącym z wnętrza kontynentu.

Zmiany średnich rocznych temperatur (styczeń-grudzień) dla stacji badawczej Esperanza na Półwyspie Antarktycznym w latach 1980-2019. NASA/GISS

"Przekroczenie granicy 20 stopni to znak, że w regionie dzieje się coś istotnego", powiedział pracujący na wyspie Seymour brazylijski badacz Carlos Schaefer. "Widzimy trend ocieplania się w wielu miejscach, które monitorujemy, ale nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego", dodał. Jak powiedział, średnia temperatura na półwyspie, czyli na Szetlandach Południowych oraz na wyspie Jamesa Rossa, będących jego częścią, była nieregularna przez ostatnie 20 lat. Po ochłodzeniu w pierwszej dekadzie tego wieku temperatura zaczęła rosnąć. 

 Zmiany średniego światowego poziomu morza. Dane AVISO

Antarktyda jeśli chodzi o temperatury powietrza, zachowuje się inaczej niż Arktyka ze względu na swoją geografię. Są jednak miejsca, gdzie widać trend, co na przykładzie Bazy Esperanza pokazuje wykres NASA. Według Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO), Półwysep Antarktyczny okazuje się być jednym z najszybciej ocieplających się regionów na Ziemi. W ciągu pół wieku temperatura wzrosła tam o 3oC. Te zmiany przyczynią się do przyspieszenia rozpadu lodowców. Należy oczekiwać dalszego, coraz szybszego wzrostu poziomu światowego oceanu. Tempo to, co pokazuje powyższy wykres jest coraz szybsze. Jeszcze w latach 1993-2003 poziom oceanów rósł 3,3 mm, ale w latach 2009-2019 było to już 4,5 mm. W tej dekadzie tempo przekroczy 5 mm. W latach 2020-2029 poziom oceanów i mórz wzrośnie więc o 5 cm, a być może nawet 7 cm. 


Zobacz także:

8 komentarzy:

  1. Jak zwykle na poziomie. Bardzo dziękuję za artykuły na temat jakże interesującej mnie drugiej strony. Miłego wieczoru

    OdpowiedzUsuń
  2. Mniejsze góry lodowe oderwały się od Pine Island Glacier nawet dziś.

    OdpowiedzUsuń
  3. A w Słubicach było w nocy około 18 stopni.To dopiero odlot.Z tym że teraz jest zimniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wczoraj grałem w kosza z kumplami pod gołym niebem - wiosenna pogoda we Wrocławiu, choć jeszcze pochmurno.

      Usuń
  4. Zatem w Słubicach jak na Antarktydzie ;-)
    A tak na serio to bardzo ciekawie wygląda tegoroczny zasięg lodu w Arktyce. Wydaje się, że osiągnął on bardzo duży, kto wie czy nie maksymalny zasięg, i teraz szanse na jego powiększenie są nikłe. Czyżby najwcześniejsze maksimum zasięgu w historii? Mało to prawdopodobne ale warto obserwować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w przypadku pogłębiających się niżów barycznych-mogłoby wystąpić maksimum zasięgu i powierzchni już teraz(w 2015 Roku maksymalny zasięg, według Jaxa- był 15 lutego).

      Lecz ja bym obstawiał, że do tego nie dojdzie, bo niże o wiele głębsze, jak dotychczasowy monstrualny niż-nie mogą być.

      Zaś Słońce jest jeszcze za nisko, by mogło skutecznie, topić lód.

      Usuń
    2. To jest możliwe.Pisałem tu kiedyś że tendencje roczne z powiększającą temperaturą średnią dni się przedłużają a te z malejącą skracają.Rekordy też są coraz częściej w sierpniu a nie lipcu czy czerwcu.Poprzedni rok to wyjątek.Przynajmniej licząc średnie dzienne wieloletnie.Wzrost temperatury jednocześnie jest wyższy w zimniejszych miesiącach więc rekordy w czerwcu nadal będą się zdarzały.Ale jednocześnie roczne będą też częściej we wrześniu.W 2008 w Warszawie rekord był we wrześniu.Ale rekordu maksymalnej wieloletniej należy spodziewać się w sierpniu.

      Usuń
  5. Dzisiaj miałem okazję orać pole, które czekało na wywiezienie obornika. Sytuacja hydrologiczna jest zła. Tak suchej gleby o tej porze roku jeszcze nie widziałem. Co więcej nawet w marcu takiej nie widziałem oprócz zeszłego roku. Wystarczyły dwa dni z temperaturą powyżej 10 stopni, aby nastąpiło tzw. bielenie skib na polach zaoranych jesienią. Kiepsko to widzę na wiosnę. Oby wiosną przechodziły jakieś niże atlantyckie zasobniejsze w opady albo niże z południa. To jedyny ratunek na tą chwilę. Zima praktycznie nie pomogła, bo jej nie było.

    OdpowiedzUsuń