Przez ostatni dni nad Arktyką utrzymywał się aktywny niż baryczny. Nie był to sztorm, ale wiatry były dość silne, co spowodowało obniżenie się koncentracji lodu i wymusiło dalsze topnienie lodu morskiego. Teraz sytuacja się zmienia, gdyż powstaje system baryczny, w wyniku którego do Arktyki dostaną się duże ilości wilgoci.
Choć obecny zasięg lodu jest bardzo podobny do tego z 2012 roku, to nie oznacza, że w tym roku wrześniowe minimum będzie podobne jak wtedy. W tym roku nie było warunków, które nadałyby impet dla roztopów. Nie znaczy to też, że takiego impetu nie ma. Jest bardzo realne, że zasięg lodu z pewnością spadnie poniżej 4,5 mln km2, ale szanse na spadek poniżej 4 mln km2 są zerowe. Będzie to sezon roztopów silny z punktu widzenia średniej wieloletniej, ale na tle ostatnich lat będzie umiarkowany.
Tzw. ujemny dipol arktyczny w praktyce oznacza spowolnienie tempa topnienia. Być tak się stanie jak w poprzednich latach. Przykładem jest rok 2013. Jednak obecne warunki są inne niż wtedy. Świat jest cieplejszy niż w 2013 roku. Wtedy był cieplejszy o 1 stopień dziś to jest 1,5 stopnia. Ocean Atlantycki jest cieplejszy niż wtedy. Ilość ciepła i wilgoci, jaka dotrze nad Ocean Arktyczny, będzie więc większa niż wtedy. Takie coś może źle wpłynąć na zamarzanie, które rozpocznie się w połowie września.
Duża ilość wilgoci oznacza brak wyżu barycznego. Brak wyżu w sierpniu oznacza, że ciepło nie będzie uciekać w trakcie zanikającego stopniowo dnia polarnego. Noce stają się dłuższe, więc ciepło na wysokich szerokościach geograficznych zaczyna w sierpniu uciekać. Jeśli jest pochmurno, to tak się nie dzieje. A wiele wskazuje, że co najmniej początek sierpnia będzie pochmurny. Nie jest więc takie pewne, że ostatecznie sezon roztopów 2024 będzie słaby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz